Od tego wszystko się zaczęło. Aż trudno uwierzyć, że w momencie, w
którym piszę te słowa, Demon Days ma już prawie 10 lat. Każdy odsłuch
tego albumu sprawia, że robię się bardziej sentymentalny. To płyta,
która wywróciła do góry nogami moje spojrzenie na muzykę. Przed Demon
Days słuchałem tylko tego, co leciało w radiu, co było popularne.
Pewnego dnia, z dużą pomocą mojego ojca, dorwałem się do Gorillaz. Był
to pierwszy album odsłuchany przeze mnie w całości, dlatego czuję się
poniekąd zobligowany, aby była to również moja pierwsza recenzja.
Are we the last living souls?
Are we the last to get away to some another day?
Are we the last to get away to some another day?
Okładka, opierająca się na tej z Let It Be,
prezentuje komiksowych bohaterów, członków zespołu narysowanych przez
Jamiego Hewletta - są to Murdoc, 2D, Noodle oraz Russell. W praktyce
mózgiem Gorillaz od zawsze był Damon Albarn, znany przede wszystkim ze
swoich dokonań z Blur. Mówiąc szczerze, jako dziecko zupełnie nie
kojarzyłem, że Feel Good Inc. oraz Song 2
mają ten sam wokal... Zajęło mi dobrych kilka lat, aby to odkryć. Może
to i dobrze? Nie miałem jakiegokolwiek porównania, to była zupełnie
czysta kartka. Bardzo dobrze się złożyło, że drugi projekt Albarna pod
tym szyldem był moim punktem startowym.
And they're turning us into monsters
Turning us into fire
Turning us into monsters
It's all desire
Turning us into fire
Turning us into monsters
It's all desire
Patrzę
na gatunki. Według społeczności gatunkiem przewodnim jest tu trip hop,
ale czy to prawda? Jestem pewien, że wiele osób, które słuchały Demon
Days, się ze mną zgodzi - naprawdę trudno jest stwierdzić, jakim stylem
podążyli tu Gorillaz. Pewnym jest natomiast, że to wielka muzyczna
mieszanka, połączenie mnóstwa gatunkowych inspiracji w zaledwie 50
minut. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - jest tu rock, mamy
elektronikę, co jakiś czas wchodzi hip hop, a wszystko utrzymane jest w
bardzo popowej konwencji. To wielkie osiągnięcie, że płyta tak złożona
tak łatwo wpada w ucho. Prawie każdy kawałek składa się z różnych stylów
- raz jesteśmy w jednej bajce, by po 30 sekundach zatopić się w drugą,
po czym znów wracamy do tej pierwszej. Magia Demon Days polega na
odkrywaniu tych wszystkich smaczków, przysłuchaniu się temu, co oferuje
nam Albarn i spółka. Mimo takiej różnorodności gatunków, udało się tutaj
zachować spójność, co jest dla mnie ogromnym plusem.
Dreams are bad, our heads are mad
I love the girl
But God only knows it's
Getting hard to see the sun coming through
I love you...
But what are we going to do?
I love the girl
But God only knows it's
Getting hard to see the sun coming through
I love you...
But what are we going to do?
Aby
określić atmosferę całego albumu, na usta ciśnie mi się słowo
"mroczny", ale nie jest to chyba odpowiedni termin. Demon Days, jak to
ładnie określił sam Albarn, jest nocnym albumem - być może dzięki niemu
uwielbiam słuchać muzyki późną nocą. Na pewno jest to jeden z moich
faworytów do posłuchania w trakcie nocnego spaceru czy przejażdżki.
Wracając do Albarna, w jednym z wywiadów stwierdził, że każdy utwór na
tej płycie ma uosabiać jednego demona. Każdy człowiek ma w sobie
jakiegoś demona, który bardzo chętnie wychodzi w nocy. Demony na Demon
Days na ogół nie są takie przerażające. Nie wiem, uosobieniem jakiego
demona jest np. DARE - może ten kawałek ma sprawić, że wyjdą z nas demony parkietu? DARE
na pierwszy rzut oka wydaje się nie pasować, ale na tym polega urok tej
mieszanki. Według niektórych osób cały album jest komentarzem na temat
sytuacji na Bliskim Wschodzie, co mogą sugerować utwory takie jak np. Dirty Harry czy Fire Coming Out of the Monkey's Head
(z charakterystycznym głosem Dennisa Hoppera wkraczamy w kolejny
gatunek - spoken word). Nie zamierzam się w to zbytnio zagłębiać.
I need a gun to keep myself among
The poor people are burning in the sun
But they ain't got a chance, they ain't got a chance
I need a gun cause all I do is dance
The poor people are burning in the sun
But they ain't got a chance, they ain't got a chance
I need a gun cause all I do is dance
Zamiast tego chciałbym się skupić na niektórych kawałkach. O znakomitym Last Living Souls
mogę bez wahania powiedzieć, że jest to trip hop, w dodatku
niesamowicie wprowadza w klimat całej płyty. Dzieci śpiewające trochę
przerażający refren w Dirty Harry? Coś
wspaniałego, moim zdaniem to na nich opiera moc tego kawałka, biorąc pod
uwagę bardzo dobry gościnny występ Booty’ego Browna z The Pharcyde
(swoją drogą, polecam obejrzeć wykonanie tego utworu na koncercie w
Manchesterze - dzieciaki opanowały scenę swoją niesamowitą energią). Nie
mogę nie wspomnieć o singlu, Feel Good Inc.
Pamiętam jak niektórzy moi rówieśnicy bali się teledysku, to dopiero
było wtedy mroczne... Jak na ironię, najbardziej mroczni są tutaj
chłopaki z De La Soul - ci sami, z których śmiano się pod koniec lat
‘80, że są zbyt "kolorowi" i radośni jak na rapową scenę. Połączenie hip
hopowej energii z pewnym poczuciem nostalgii to w tym przypadku recepta
na murowany przebój. Idąc dalej, kto mógłby wpasować się w ten
komiksowy nocny klimat lepiej niż MF DOOM? November Has Come to jeden z tych refleksyjnych kawałków, tak samo jak El Manana oraz Every Planet We Reach Is Dead. W trakcie tych 50 minut jest czas na wszystko - zabawę, smutek lub po prostu przemyślenia.
O green world
Don't desert me now
Bring me back to fallen town
Where someone is still alive
Don't desert me now
Bring me back to fallen town
Where someone is still alive
Czy jest tu coś za czym nie przepadam? Muszę się przyznać, że jako dziecko wręcz nienawidziłem White Light.
Nie rozumiałem, jak taki, wówczas drażniący, numer miał cokolwiek
dodawać do wartości tej płyty. Po latach zrozumiałem cały pomysł i nawet
lubię te intensywne dwie minuty, przesiąknięte trochę punkiem. Ostatnie
dwa utwory, Don’t Get Lost In Heaven i Demon Days,
są po prostu nierozłączne. Słuchanie ich osobno powinno być wręcz
zabronione! Nic tylko je zespawać i już tak zostawić. Właśnie w nich
nasze demony zaczynają przemieniać się w anioły. Damon Albarn wraz z The
London Community Gospel Choir zabierają nas wysoko ponad sprawy, z
którymi borykano się w poprzednich utworach. W Demon Days
wchodzi nawet coś na wzór brzmienia z reggae - kolejny gatunek do
odhaczenia. Mimo tych wszystkich demonów, mimo wszelkiego zła na
świecie, album kończy się optymistyczną, motywującą konkluzją:
When lies become reality you numb yourself with drugs and TV
Pick yourself up it's a brand new day so turn yourself round
Don't burn yourself, turn yourself turn yourself around into the sun
Pick yourself up it's a brand new day so turn yourself round
Don't burn yourself, turn yourself turn yourself around into the sun
Moja
wysoka ocena może być spowodowana sentymentami, które mam wobec tej
płyty. Być może podkolorowuję i wywyższam ją bardziej niż powinienem.
Prawda jest jednak taka, że zawdzięczam jej mnóstwo, jeśli chodzi o
spojrzenie na muzykę. Poznałem Damona Albarna z trochę innej muzycznej
perspektywy, nawet nie słuchając ani jednego albumu Blur. Bez wątpienia
jest to dobry album dla każdego, kto chciałby poszerzyć swoje horyzonty i
wyrwać się ze szponów tylko jednego gatunku. W Demon Days każdy
znajdzie coś dla siebie, a przy okazji dostanie próbki innych zjawisk w
muzyce. Po tylu latach po raz kolejny chce mi się wracać do Gorillaz, bo
naprawdę jest tu do czego wracać!
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz