banner 03

piątek, 20 lutego 2015

Recenzja: Giles Corey - Giles Corey



Giles Corey był farmerem, który zapisał się w niechlubnej części amerykańskiej historii, dokładniej w XVII wieku, podczas procesu czarownic z Salem. Został on posądzony o uprawianie magii, jednak jego proces sądowy mógł odbyć się jedynie w przypadku, gdy przyzna się do swojej winy lub jej zaprzeczy. Corey nie przyjął żadnego stanowiska, co doprowadziło do jego tortur, które przerodziły się w egzekucję, bardzo powolną i nietypową. Do dziś jest to jedyny oficjalny przypadek w amerykańskiej historii, w którym egzekucja została wykonana przez zmiażdżenie ofiary wieloma ciężkimi kamieniami. Giles Corey nie odniósł się do swojej domniemanej winy do ostatnich chwil życia - czy był to przejaw odwagi, czy może bierności? W każdym razie, stał się on inspiracją dla pseudonimu Dana Barretta, członka zespołu Have a Nice Life. Oto jego debiutancka solowa płyta.


and I don't care if I live or die,
because I ain't ever going to no other side,
there ain't no heaven and there ain't no hell,
but I am a sinner so it's all just as well


"Giles Corey" rodził się w bólu - bólu psychicznym. Wystarczy spojrzeć na dokonania Barretta z Have a Nice Life (i wspaniały Deathconsciousness), aby zauważyć, że optymistyczna muzyka to nie jego działka. Po wydaniu wspomnianego albumu HaNL z Danem zaczęło być coraz gorzej. Jak sam podkreśla w wywiadach, muzyka jest dla niego okazją do przekazania czegoś prawdziwego - pisze, aby oczyścić się z wszystkich okropnych uczuć. Depresja zaczęła odciskać coraz większe piętno na jego życiu. Dan otwarcie przyznaje, że w trakcie nagrywania "Giles Corey" miał dużo myśli dotyczących samobójstwa, rozważał również podjęcie tego kroku. Na całe szczęście dla nas, słuchaczy, nagrywanie tej płyty było dla niego jak catharsis o ogromnej sile. Pierwszy utwór, The Haunting Presence, tekstowo nawiązuje do oryginalnych losów Gilesa Coreya. Jest to chyba najbardziej przerażający kawałek z całego albumu - pierwszy odsłuch może zapewnić tu kilka niespodzianek. Bardzo brudne brzmienie, upiorny wokal nałożony na spokojniejszy śpiew Dana i dziwna końcówka, jak gdyby wyjęta prosto z horroru.

I open up my heart
and let it all in
and it kills all my love
and hope for everyone

and it hasn't been easy on you,
I know that more than most.
I am born to be alone,
I am just some lonely ghost


Bardzo zdziwił mnie fakt, że pierwotnie "Giles Corey" miał być... albumem country w połączeniu z folkiem. To niesamowite, w jaki sposób życiowe okoliczności potrafiły zmienić oryginalną barwę tego projektu. Z drugiej strony jednak elementy z tych gatunków naprawdę da się tu zauważyć. Udowadnia to kolejny utwór na płycie, The Blackest Bile. W porównaniu do The Haunting Presence, myślę, że jest przez to bardziej chwytliwy, choć nie wiem, czy w przypadku tego albumu jest to adekwatne określenie. Spodobał mi się kontrast - pierwsze trzy minuty są spokojne, po czym po chwili przerwy Dan powraca ze swoją gitarą ze zdwojoną siłą. Tekst The Blackest Bile przypomina o bólu nie tylko osoby cierpiącej na depresję, ale również najbliższych takiego człowieka - to on wymierza im ciosy, czasem zupełnie nieświadomie, chociaż wcale tego nie chce. Im dalej w las, tym zaczyna się robić bardziej neutralnie (bo przecież nie optymistycznie), choć to jedynie pozory. Grave Filled With Books muzycznie trochę imituje promienie optymizmu przebijające się przez chmury smutku. Być może jest tak ze względu tematykę. Sposobem na ucieczkę od smutku jest czytanie książek. W porównaniu z resztą albumu, tekst nie jest aż taki przygnębiający:

I don't know what anything means.
I think I've forgotten how to sleep,
and I'm not the only one.

I will break my spine on the page,
like the books that will up my grave.


Po chwili słońca, pora na powrót do mroku. Empty Churches wykorzystuje fragment nagrania jednej z audycji o zjawiskach paranormalnych, co w połączeniu z instrumentalem daje trochę przerażający efekt. To jednak nic w porównaniu z tym, co wydarzy się dalej. "Giles Corey" to album o człowieku, który w swoim szaleństwie czy chorobie nie widzi już dobrego wyjścia. Minimalizm objawiający się w wielu kawałkach pokazuje cierpienie oraz samotność takiej osoby. Będąc w połowie płyty, docieramy do esencji jej treści - I’m Going To Do It. Dan nie zamierza tu nikomu mydlić oczu:

I'm going to kill my self
to kill my self
to kill my self
I'm going to kill my self
so there won't be nothing left


Wątek samobójstwa w muzyce często przemycany był przez metafory  - Barrett wali tu prosto z mostu. Jego głos po raz kolejny jest przeważnie spokojny, wraz z muzyką tworzy tym samym bardzo duszną atmosferę. Moim zdaniem to jeden z dwóch najlepszych utworów na całym "Giles Corey".

Because you are everyone you hate
when you're asleep or awake
all the choices you've made

you are everyone you hate
and it is ruining your life


Powrót do bardziej melodyjnego grania następuje wraz z wejściem Spectral Bride. Gdyby wstawić do niego inny tekst, byłby to mocny kandydat na wspólne śpiewanie przy ognisku z przyjaciółmi. To nie jest tak, że tekst jest zły - wręcz przeciwnie, jest nawet zbyt prawdziwy dla niektórych osób:

because I don't deserve you
not even for a moment
not even for a second will I ever be saved

my love's out to get me
and you know
you know
you know it's going to succeed
and I hope I survive this fucking week
alone


Tytuł mojego drugiego faworyta z tego albumu mówi o nim niemal wszystko - No One Is Ever Going To Want Me. Właśnie tutaj wszystkie pragnienia wydają się przeradzać w obsesję. Znowu mamy do czynienia z kontrastem, jeśli chodzi o stronę muzyczną. Tekstowo natomiast znów powracamy do oryginalnego Gilesa Coreya w linijce: New England is mine, and it owes me a living! Pierwsza część utworu jest bardzo spokojna - za najbardziej urokliwe uważam step one, step two... śpiewane w tle. Kolejna część to wciąż spokojna gra na gitarze, aż nagle... Wchodzi najmocniejszy (przynajmniej dla mnie) emocjonalny ładunek na całej płycie, wspomniane catharsis. Utwór staje się zdecydowanie żywszy, a Dan powtarza jak mantrę zdanie, z którym z pewnością utożsamia się wielu osób, cierpiących z powodu depresji, ponieważ opisuje jedno z tych pragnień:

I want to feel
I want to feel
I want to feel
I want to feel like I feel when I'm asleep - SAFE!


Dotarliśmy do punktu kulminacyjnego, a przed nami jeszcze dwa utwory. A Sleeping Heart, podobnie jak Grave Filled With Books, trochę uspokaja atmosferę na płycie, daje chwilę na odpoczynek. Na uwagę zasługuje również jego romantyczny nastrój. Ostatni, Buried Above The Ground, jest jak klamra kompozycyjna - tekst składa się z fraz użytych w The Haunting Presence. Koszmar nie mija, on się jedynie zapętla.

Słysząc ostatnie dźwięki "Giles Corey", wydaje mi się, że całość zaczyna się rozsypywać. Takie wrażenie towarzyszy mi również przez resztę płyty. Nastrój jest bardzo ponury, wszystkie niedoskonałości zostały celowo wyszczególnione. Nie jest to album, do którego łatwo się przekonać. Warto jednak dać mu trochę czasu - całość robi na mnie niezwykłe wrażenie. Staram się z ostrożnością podchodzić do wystawiania najwyższych ocen, jednak w przypadku "Giles Corey" to teksty oraz klimat powodują, że płyta ma w sobie to „coś” - to autentyczny portret człowieka, który przez pogodzenie z losem rani bliskich dookoła niego. Myślałem, że żaden album w XXI wieku nie będzie w stanie być smutniejszy od Deathconsciousness - na (nie)szczęście (?) myliłem się. Dan Barrett nie tyle gra na uczuciach słuchaczy, co prezentuje im najgłębsze zakamarki swojej świadomości. Trochę głupio jest polecać album o takiej tematyce, jednak dla miłośników mrocznej muzyki oraz fanów Have a Nice Life jest to pozycja obowiązkowa. Dla optymistów natomiast - ku przestrodze!


Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz