banner 03

wtorek, 3 marca 2015

Recenzja: Interpol - Turn on the Bright Lights



Przyznam się, że co jakiś czas przychodzi do mnie moment, w którym zastanawiam się, czy znajdę w muzyce coś nowego i coś na tyle fascynującego, aby wręcz w tym utonąć. Wydaje mi się, że im więcej poznaje się nowych albumów, tym bardziej przestaje się mieć na to nadzieję. Czasem trzeba przebrnąć przez morze średnich i "tylko" dobrych pozycji, aby znaleźć jedną perełkę. Ostatnio ten moment znów u mnie nadchodził... aż tu niespodziewanie zaatakował mnie Turn On The Bright Lights. Debiut Interpolu miał być dla mnie albumem jednym z wielu, takim w ramach nadrabiania moich nieskończonych muzycznych zaległości. Na całe szczęście nie był i nie jest - widziałem świetne opinie i wysokie oceny, ale to, czego doświadczyłem przy pierwszym odsłuchu, było niespodzianką... i to jaką!


Surprise, sometimes, will come around
Surprise, sometimes, will come around
I will surprise you sometime
I’ll come around
Przy wspomnianym pierwszym odsłuchu zetknąłem się z moim pierwszym problemem związanym z tą płytą. Otóż... zatrzymałem się na pierwszym kawałku! Pierwszy odsłuch Untitled zrodził w mojej głowie kilka pytań (oprócz: „Dlaczego ten utwór jest bez tytułu?”) : Dlaczego to jest takie dobre? Dlaczego jestem taki zaskoczony? Po kilku odtworzeniach pojawiły się kolejne: Z czego to wynika, że te 4 minuty mnie uzależniają? Jakim cudem przyciągnęli moją uwagę aż w takim stopniu? Niezwykle rzadko zdarza mi się aż tak bardzo wciągnąć się w jakąś płytę. Myślę, że ostatni raz miałem tak w przypadku Siamese Dream - to była miłość od pierwszego posłuchania. Wygląda na to, że połowa Internetu porównuje Interpol do Joy Division, natomiast druga połowa głośno się z tego śmieje. Uważam jednak, że stwierdzenie, że Interpol jest podobny do Joy Division to tak jakby powiedzieć, że woda jest mokra - zespół uczestniczący w post-punk revival musiał zaczerpnąć od nich choć trochę. Poza tym - spójrzcie tylko, jak oni się ubierają! Muzycy z Joy Division nigdy nie zawitali do Ameryki pod tym szyldem. W muzyce widocznie nic nie ginie, bo 20 lat później Nowy Jork dał nam zespół, który oferuje całkiem podobne doznania. Nie mam nic przeciwko takiemu „recyklingowi” - jeżeli wskrzeszenie gatunku to nowe, młodsze i trzeźwe spojrzenie na tę muzykę, to czemu nie?

Oh, I will surprise you sometime
I’ll come around when you're down

Zanim wrócę do Untitled, które nie daje mi spokoju... Okładka Turn On The Bright Lights jest idealna. Niektórym myli się na przykład z tą z Amnesiac, co nie zmienia faktu, że dla mnie ma w sobie coś przyciągającego. Może to dlatego, że uwielbiam czerwień? Czerwone oświetlenie, wyłaniające się z ciemności, to metafora, która zostaje wyjaśniona w jednym z utworów. Dobra, dobra: pora na Untitled - mój najnowszy narkotyk. Zaczyna się całkiem spokojnie, po czym Interpol prezentuje się nam w całej okazałości. Jak na cztery minuty, bardzo mało jest w nim tekstu, ale te kilka linijek naprawdę wystarczy do wytworzenia ciarek na moich plecach. Największą robotę robi tu jednak warstwa muzyczna - słuchanie współpracy wszystkich instrumentów na samym początku albumu bardzo mnie uzależnia. Aż trudno uwierzyć, że to dopiero początek!

But it's different now that I'm poor and aging
I'll never see this face again
You go stabbing yourself in the neck

W przypadku większości płyt staram się dociec, jaki jest ich motyw przewodni. Myślę , że głównym tematem Turn On The Bright Lights są związki - te, które prowadzą do wielu problemów, które chce się naprawić, ale czasem się nie da, które powodują mnóstwo bólu, które nie są do końca prawdziwe. Wspomniane wcześniej porównania do Joy Division są zrozumiałe, jeśli chodzi o samą muzykę, natomiast teksty nie są tak skoncentrowane na samotności i depresji jak na przykład na Unknown Pleasures (choć te elementy dalej są tu obecne). Obstacle 1 nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak pierwszy utwór - dla mnie to jeden ze słabszych kawałków, nie oznacza to, że nie jest bardzo dobry. Tu dochodzimy do kolejnej kwestii spornej - do tekstów. Dla niektórych są bardzo dobre, dla innych słabe, wręcz obciachowe. Wielu krytyków kręci nosem na linijki typu:

Her stories are boring and stuff
She's always calling my bluff

Nie uważam, że teksty są złe. Tłumaczę to sobie tak: jeżeli ktoś będzie szukał głębokiej poezji na tej płycie, bardzo się zawiedzie. Interpol polega bardziej na praktycznym podejściu do swoich słuchaczy - do opisywania emocji w sposób, w który są przeżywane przez każdego z nas. Powyższy fragment można by użyć w jakiejś rozmowie z kolegami w pubie. Czasem najprostsze środki są najlepsze. Kolejny taki moment, który mi się podoba, to zapowiedź kawałka przez Paula Banksa: This one’s called Stella Was A... Prosty środek, ale cieszy.

I had seven faces
Thought I knew which one to wear
But I'm sick of spending these lonely nights
Training myself not to care

W NYC Interpol wraca do swojej najwyższej formy. Dla mnie to utwór skierowany do osób z mniejszą lub większą odmianą depresji, które starają się ukrywać swoje przygnębienie. Znów mamy do czynienia ze spokojnym gitarowym początkiem. To dla mnie niezwykłe, że kiedy wydaje mi się, że oni nie zaskoczą mnie niczym interesującym i chwytliwym, chwilę później serwują mi kolejną próbkę możliwości, która pozostaje w mojej głowie na długo. Swoim brzmieniem ten album wręcz demonstruje wielką chemię, która powstaje w połączeniu tych czterech gości. Doceniam również to, że wszystkie teksty pisali razem, każdy z nich był zaangażowany w warstwę liryczną.

Subway, she is a porno
And the pavements they are a mess
I know you've supported me for a long time
Somehow, I'm not impressed

Powyżej kolejny cytat, który na papierze może wydawać się obciachowy, ale w NYC pasuje akurat znakomicie. Opis miejsca trochę śmieszny, ale jakże ludzki. Ostatnie dwie linijki to stan depresyjny (oraz jego wpływ na relacje z najbliższymi) w pigułce. Prawdziwą esencją dla NYC i całego albumu jest dla mnie wers:

It's up to me now, turn on the bright lights

To motywacja, która może stać się hasłem dla każdego z nas. Każdy ma problemy, jednak to od nas zależy, żeby zacząć sobie z nimi radzić - to my musimy wykonać ten pierwszy krok.

You are the only person who's completely certain there's nothing here to be into
That is all that you can do
You are a past sinner, the last winner, and everything we've come to makes you

Przechodzimy do PDA i muszę przyznać, że im dłużej słucham Turn On The Bright Lights, tym bardziej głos Paula Banksa przypomina mi Iana Curtisa. Czuję, że to coś, co sam Curtis mógłby wykonać, gdyby żył w XXI wieku. Tematem PDA jest kolejny związek, nieudany, wypalony i bez żadnych szans na reanimację. Muzycznie, to trochę agresywniejszy post-punk, przypominający lata świetności gatunku.

When I'm feeling lazy, it's probably because
I'm saving all my energy to pick up when you move into my airspace
You move into my airspace

Say Hello to the Angels to mój kolejny faworyt - przypomina mi o tym, ile rozrywki jest w stanie mi zapewnić ta płyta. Post-punk to nie tylko przygnębiające, depresyjne kompozycje o samotności - Turn On The Bright Lights to udowadnia. Żwawe tempo, przyspieszenie w refrenie, znowu czuć, że takie granie sprawia wielką frajdę również samym muzykom. Następny utwór, Hands Away, nie został przeze mnie szczególnie zapamiętany - jest w porządku, nic nie psuje. Traktuję go jako przygotowanie się do drugiej części albumu, która wcale nie jest gorsza od pierwszej - jest równie ciekawa i intensywna.

I feel like love is in the kitchen with a culinary eye
I think he's making something special and I'm smart enough to try
If you don't trust yourself for at least one minute each day
Well, you should trust in this, girl, cause loving is coming our way

Obstacle 2 jest lepszy od „jedynki”, serio! Ten utwór opowiada o podbudowaniu siebie dzięki relacji z drugą połówką. Muzycznie nie mam mu nic do zarzucenia, bardziej interesuje mnie tu treść. Mogłoby się wydawać, że treść jest pozytywna, choć opieranie się na alkoholu w przypadku niepowodzenia tego związku trochę temu zaprzecza. Nadeszła pora na mojego kolejnego faworyta.

When she walks down the street
She knows there's people watching
The building fronts are just fronts
To hide the people watching her

Stella Was A Diver And She Was Always Down - ten tytuł! Najdłuższy kawałek na płycie, najdłuższy tytuł na płycie, „spontaniczna” zapowiedź i mnóstwo powodów, aby go uwielbiać. Jest on wypełniony momentami, muzyką, brzmieniem, które sprawia, że czuję się po prostu... bardzo zrelaksowany, czuję się dobrze. Znów jestem pełen podziwu atmosfery, którą potrafił stworzyć Interpol. Stella... ma kilka interpretacji - podteksty seksualne są raczej oczywiste, dlaczego była „nurkiem” i tak dalej. Widzę w tym jednak jeszcze coś innego - portret młodej kobiety, która nie jest zadowolona z siebie, która cierpi na różne zaburzenia i szuka leku na swoje przygnębienie w nieodpowiedni sposób. Takie długie tytuły czasem wydają mi się hipsterskie i pretensjonalne, ale w tym przypadku zawsze się uśmiecham, gdy go słyszę - wyobrażam sobie Stellę jako piękną kobietę, która zbyt głęboko zaszyła się w swoich problemach, aby mogła zaznać prawdziwego szczęścia.

My best friend's a butcher, he has sixteen knives
He carries them all over the town at least he tries—oh look, it stopped snowing
My best friend's from Poland and, oh, he has a beard
But they caught him with his case in a public place that is what we had feared

Jeszcze jeden powód, by polubić Interpol - polski akcent! Roland ma dwie interpretacje - zależy, w którą stronę się pójdzie. Może to być utwór o Polaku z naszych czasów, który ma dziwne upodobania i został zatrzymany przez policję. Może być on również o Żydzie, mieszkającym w Polsce, który w latach II Wojny Światowej został zatrzymany przez nazistów po przyłapaniu na swoich interesach. Tutaj Interpol odnosi się do tego okresu niczym Joy Division, kolejna wspólna cecha obu zespołów.

I wish I could live free
I hope it's not beyond me
Settling down it takes time
One day we'll live together
And life will be better
I have it here yeah in my mind
Baby, you know someday you'll slow

Po raz kolejny mamy do czynienia z długim utworem, tym razem jest to The New, z tekstem wypełnionym nadzieją na lepsze jutro, na pokonanie swoich problemów. Na uwagę zasługuje sposób, w jaki podana jest pierwsza zwrotka - przekaz jest optymistyczny, ale głos Banksa trochę się załamuje. To znak, że zmiany nie są łatwe do przeprowadzenia, zwłaszcza jeśli mają one nastąpić u dwóch osób jednocześnie. Interpol balansuje tu między spokojnym a trochę bardziej przygnębiającym graniem.

She feels that my sentimental side should be held with kid gloves
But she doesn’t know that I left my urge in the icebox
She swears I’m just prey to the female
Well then hook me up and throw me, baby cakes, cuz I like to get hooked

Zakończenie Turn On The Bright Lights jest po prostu perfekcyjne, nic dodać, nic ująć. Leif Erikson to ostatnie podejście do tematu związków. To dylemat między przywiązywaniem się do przeszłości, a poznawaniem nowej osoby zupełnie od zera. Tekstowo to jeden z najmocniejszych utworów na płycie:

It’s like learning a new language
Helps me catch up on my mime
If you don’t bring up those lonely parts
This could be a good time

Tak oto dotarłem do końca, kolejny odsłuch do kolekcji w ciągu zaledwie kilku dni. Wiele rzeczy pozytywnie mnie tu zaskakuje. Nie mogę uwierzyć, jakie Interpol ma wyczucie, jeśli chodzi o zmiany muzyczne, o balansowanie, zabawę dźwiękiem w sposób, aby słuchacz nie mógł się przy nich nudzić. Współpraca wszystkich instrumentów na tym albumie nie wygląda na zasadzie, że jeden zagra to, a drugi spróbuje się dopasować. Czuć tu wyraźnie, że wszystko opiera się na mutualizmie, na wzajemnym dopełnianiu swoich ról - między innymi za to pokochałem post-punk. Turn On The Bright Lights to mój najnowszy narkotyk - brzmienie uzależnia, teksty są bardzo życiowe, dodajmy do tego wokalistę, który często brzmi jak Ian Curtis - to jeden z tych niezwykłych albumów. Nie sądziłem, że jakaś płyta uzależni mnie tak szybko, wedrze się do mojej ścisłej czołówki i zajmie należne miejsce. Na szczęście się myliłem. Turn On The Bright Lights jest albumem, o którym żywo będę mógł rozmawiać nawet za dziesięć lat. Obawiam się, że reszta dokonań Interpolu nie dorówna poziomowi tej płyty, ale po takim debiucie aż prosi się, by się o tym przekonać!


Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz